wtorek, 26 sierpnia 2014

"Prawda" Rozdział I

Hej!
Sorry, że wczoraj nie napisałam tego posta, ale nie miałam czasu i grałam w moją nową grę XD No dobra to łapcie pierwszy rozdział "Prawdy"! 
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Była sobota, na moim czerwonym zegarze wybiła ósma rano. Obudziłam się i spojrzałam przez okno. Cała wieś była pokryta lodowatym śniegiem, na dworze było jeszcze trochę ciemno, a z nieba padał gęsty śnieg. Miałam zamiar pojechać na przejażdżkę, chociaż wiedziałam, że teraz jest na to nie odpowiednia pogoda. Zeszłam na dół, ubrałam kozaki, ciepłą kurtkę i kask. Pobiegłam jak najszybciej do stadniny, a czarne buty zostawiały ślady na śniegu. Gdy byłam w pobliżu stajni, otworzyłam drzwi i usłyszałam parsknięcia i rżenia koni. Podeszłam do boksu Etosa, mojego gniadego konia. Pogłaskałam go po łbie i otworzyłam furtkę. Konik spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami a ja go wyprowadziłam. Poszłam po ogłowie, czaprak oraz  siodło i osiodłałam Etosa.  Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam na wierzchowca. Śnieg zaczął mniej padać i było już trochę więcej widać. Ruszyłam konia do stępa i wjechaliśmy na zaśnieżoną polną drogę. Płatki śniegu wirowały mi przed oczami, a ja zaczęłam myśleć o mojej rodzinie nie patrząc gdzie jadę… Moja siostra, Marnie, wyjechała do Paryża, a ja mieszkam z matką która tylko pracuje w swojej firmie, i w ogóle ja ją nie interesuje. Mój tata zginął w wypadku samochodowym i bardzo żałuje że go nie ma…
Nagle mój koń zjechał na drogę, a ja zobaczyłam dwa jasne światła które się do nas zbliżały z dużą prędkością. Zlękłam się i chciałam zjechać na zaśnieżoną trawę, ale Etos stanął dęba i spadłam na asfalt i straciłam przytomność, a noga zaplątała mi się w strzemieniu… Koń zaczął biec cały przestraszony, ale na ulicy było bardzo ślisko i tak samo jak ja padł. Kierowca samochodu który zbliżał się do nas zauważył nas za późno i nie zdążył wyhamować.


Kiedy otworzyłam oczy i pierwszą rzeczą którą zobaczyłam był biały sufit. Obróciłam głowę i ujrzałam dużo maszyn podłączonych do mnie. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale w pamięci nadal miałam świeży obraz wypadku. Nagle poczułam przeszywający ból na całym ciele… Po chwili zobaczyłam znaną mi osobę która siedziała przy moim łóżku. To była Marnie.
-Mandy! Myślałam że się już nigdy nie obudzisz… - powiedziała uszczęśliwiona.
-Marnie? Jestem w szpitalu…? – powiedziałam z bólem.
-Tak. Lekarze powiedzieli że miałaś bardzo dużo szczęścia że przeżyłaś, ale masz naprawdę dużo ran.
-Mama przyszła? – zapytałam smętnie, a siostra pokręciła przecząco głową.
-Mogłam się tego spodziewać… A Etos? Co się z nim stało?
Marnie milczała.
-Marnie! Powiesz mi?! – wykrztusiłam z siebie podnosząc ton.
-Mandy… Ja.. Nie wiem jak ci to powiedzieć...
-No mów! Mam prawo wiedzieć co się stało z moim koniem! – krzyknęłam i  aż pielęgniarka do nas przyszła żeby mnie uspokoić.
-Etos… On nie żyje. – powiedziała smutno moja siostra.
Nie mogłam uwierzyć w to co się stało… Mój koń nie żyje i to z mojej winy… Chciałabym cofnąć czas i nie iść do stajni, ale… wiem że to nie możliwe. Każdy popełnia błędy, a ja popełniłam największy w moim życiu. Nigdy sobie tego nie wybaczę…
-Oh, dlaczego byłam taka głupia! Etos to był mój największy przyjaciel… -powiedziałam zrozpaczona.
-Przykro mi, Mandy… - Marnie położyła swoją rękę na moim ramieniu, a kiedy już na nią nie patrzyłam, uśmiechnęła się pod nosem złośliwie.
***
Rany zagoiły się szybko, jednak wspomnienia z przeszłości nadal wracały, a każdej nocy w szpitalu miałam ten sam koszmar. Wyszłyśmy ze szpitala. Jednak jak wyszłam z budynku wszystko wydawało mi się inne i obce, jakbym dopiero po raz pierwszy tu była. Wsiadłam razem z Marnie do jej żółtego samochodu i ruszyłyśmy na ranczo. W czasie podróży nikt się nie odezwał, a ja patrzyłam w szybę na zaśnieżony krajobraz przypominając sobie wszystkie wspomnienia z tamtego dnia. Wydawało się że jazda samochodem trwa wieczność, jednak w końcu dotarliśmy, a ja przed oczami miałam obraz wypadku. Jak tylko wyszłam z samochodu, wpadłam do domu jak burza i ruszyłam do swojego pokoju kiedy widziałam, że Marnie chcę coś powiedzieć. Rzuciłam się na moje łóżko i wybuchłam płaczem. Po pięciu minutach moja siostra weszła do pokoju.
-Mandy… Ja wiem jak ci jest przykro i…
-A ty skąd możesz o tym wiedzieć?! Ty nigdy nie straciłaś nikogo bliskiego, a jak tata zginął w ogóle się tym nie przejmowałaś.- przerwała jej.
-Też mi było ciężko po jego śmierci, ciągle widziałam jego twarz i długo czasu minęło zanim się pozbierałam…
-Ja nocami nie mogłam spać i dniami płakałam. A teraz wynoś się z mojego pokoju! Oooo… właśnie! Nie pamiętasz, że masz swoją pracę i dom w Paryżu?! Tam jest twoje miejsce, a nie tu!– krzyknęłam rozzłoszczona, a Marnie wyszła bez słowa i trzasnęła drzwiami od mojego pokoju. Byłam na nią zła z niewiadomo jakich przyczyn, ponieważ wiedziałam że to nie ona była sprawcą wypadku, i że mojego konia nie zabiła. Chciałam już się zerwać z łóżka i zejść na dół kiedy mój telefon komórkowy zaczął „śpiewać” moją ulubioną piosenkę. Podeszłam do półki na której leżał i odebrałam telefon.
-Hej Mandy. I jak tam? – po drugiej stronie odezwała się moja najlepsza przyjaciółka Kamilla.
-Przecież wiesz, że nie jest mi łatwo. – bąknęłam
-Tak, wiem… Ale chciałabym się dowiedzieć kiedy przyjdziesz do szkoły?
-Dopiero wyszłam ze szpitala, a do gimnazjum na razie nie chcę mi się iść. – powiedziałam przewalając oczami – Ale jak chcesz to możesz do mnie przyjść. Jak będę już gotowa to może pojedziemy na przejażdżkę… - zaproponowałam.
-Ok! To może za tydzień w sobotę?
-Jasne. Chyba nic nie mam w ten dzień szczególnie ważego.
-No dobra to odezwij się do mnie jeszcze!
-Spoko. To do zobaczenia. – zakończyłam tą rozmowę i odłożyłam słuchawkę. Postanowiłam że zejdę na dół do Marnie. Muszę ją za to przeprosić, że na nią nakrzyczałam, chociaż tak naprawdę nie miałam na to ochoty.
Zeszłam na dół gdzie w salonie siedziała moja siostra czytająca książkę. Podeszłam do niej cicho, a ona podniosła na mnie wzrok.
-Czego chcesz? – bąknęła
-Chciałabym cię przeprosić. Nie powinnam tak się do ciebie odzywać. – starałam się aby to jak najlepiej wyszło i mieć to już za sobą.
-W sumie to moja wina, że weszłam do twojego pokoju. – Marnie uśmiechnęła się do mnie.
-Czyli nie jesteś na mnie zła?
-Nie, no co ty. Przecież jesteś moją siostrą.
- A tak w ogóle to kiedy wyjeżdżasz? – zapytałam z nadzieją, że zostanie bo ją jednak potrzebowałam. Nie chciałam być sama.
-Nie wiem. Muszę to przemyśleć. – odparła.
-Aha. No i w sobotę za tydzień przychodzi do mnie Kamilla.
-Ok. To twoja najlepsza przyjaciółka?
-Tak. A teraz wybacz bo muszę już iść. – pożegnałam ją i pobiegłam do stajni.
_____________________________________________________________________
I jak? :) Podobało się? Piszcie w komentarzach! 
Pa <3
                                                                                                   ~antola 

1 komentarz:

  1. Genialne! Jednak moim zdaniem bohaterka za szybko przestała rozpaczać po swoim ukochanym koniu. Obserwuję! :) zapraszam również do mnie,może coś Cię zaciekawi.
    zzyciakoni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń