Hej!
Sorry, że wczoraj nie napisałam tego posta, ale nie miałam czasu i grałam w moją nową grę XD No dobra to łapcie pierwszy rozdział "Prawdy"!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Była sobota,
na moim czerwonym zegarze wybiła ósma rano. Obudziłam się i spojrzałam przez
okno. Cała wieś była pokryta lodowatym śniegiem, na dworze było jeszcze trochę
ciemno, a z nieba padał gęsty śnieg. Miałam zamiar pojechać na przejażdżkę,
chociaż wiedziałam, że teraz jest na to nie odpowiednia pogoda. Zeszłam na dół,
ubrałam kozaki, ciepłą kurtkę i kask. Pobiegłam jak najszybciej do stadniny, a
czarne buty zostawiały ślady na śniegu. Gdy byłam w pobliżu stajni, otworzyłam
drzwi i usłyszałam parsknięcia i rżenia koni. Podeszłam do boksu Etosa, mojego
gniadego konia. Pogłaskałam go po łbie i otworzyłam furtkę. Konik spojrzał na
mnie swoimi czekoladowymi oczami a ja go wyprowadziłam. Poszłam po ogłowie,
czaprak oraz siodło i osiodłałam
Etosa. Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam
na wierzchowca. Śnieg zaczął mniej padać i było już trochę więcej widać.
Ruszyłam konia do stępa i wjechaliśmy na zaśnieżoną polną drogę. Płatki śniegu
wirowały mi przed oczami, a ja zaczęłam myśleć o mojej rodzinie nie patrząc gdzie
jadę… Moja siostra, Marnie, wyjechała do Paryża, a ja mieszkam z matką która
tylko pracuje w swojej firmie, i w ogóle ja ją nie interesuje. Mój tata zginął
w wypadku samochodowym i bardzo żałuje że go nie ma…
Nagle mój
koń zjechał na drogę, a ja zobaczyłam dwa jasne światła które się do nas
zbliżały z dużą prędkością. Zlękłam się i chciałam zjechać na zaśnieżoną trawę,
ale Etos stanął dęba i spadłam na asfalt i straciłam przytomność, a noga
zaplątała mi się w strzemieniu… Koń zaczął biec cały przestraszony, ale na
ulicy było bardzo ślisko i tak samo jak ja padł. Kierowca samochodu który
zbliżał się do nas zauważył nas za późno i nie zdążył wyhamować.
Kiedy otworzyłam
oczy i pierwszą rzeczą którą zobaczyłam był biały sufit. Obróciłam głowę i
ujrzałam dużo maszyn podłączonych do mnie. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale w
pamięci nadal miałam świeży obraz wypadku. Nagle poczułam przeszywający ból na
całym ciele… Po chwili zobaczyłam znaną mi osobę która siedziała przy moim
łóżku. To była Marnie.
-Mandy! Myślałam
że się już nigdy nie obudzisz… - powiedziała uszczęśliwiona.
-Marnie?
Jestem w szpitalu…? – powiedziałam z bólem.
-Tak.
Lekarze powiedzieli że miałaś bardzo dużo szczęścia że przeżyłaś, ale masz
naprawdę dużo ran.
-Mama
przyszła? – zapytałam smętnie, a siostra pokręciła przecząco głową.
-Mogłam się
tego spodziewać… A Etos? Co się z nim stało?
Marnie
milczała.
-Marnie!
Powiesz mi?! – wykrztusiłam z siebie podnosząc ton.
-Mandy… Ja..
Nie wiem jak ci to powiedzieć...
-No mów! Mam
prawo wiedzieć co się stało z moim koniem! – krzyknęłam i aż pielęgniarka do nas przyszła żeby mnie
uspokoić.
-Etos… On
nie żyje. – powiedziała smutno moja siostra.
Nie mogłam
uwierzyć w to co się stało… Mój koń nie żyje i to z mojej winy… Chciałabym
cofnąć czas i nie iść do stajni, ale… wiem że to nie możliwe. Każdy popełnia
błędy, a ja popełniłam największy w moim życiu. Nigdy sobie tego nie wybaczę…
-Oh,
dlaczego byłam taka głupia! Etos to był mój największy przyjaciel…
-powiedziałam zrozpaczona.
-Przykro mi,
Mandy… - Marnie położyła swoją rękę na moim ramieniu, a kiedy już na nią nie
patrzyłam, uśmiechnęła się pod nosem złośliwie.
***
Rany zagoiły
się szybko, jednak wspomnienia z przeszłości nadal wracały, a każdej nocy w
szpitalu miałam ten sam koszmar. Wyszłyśmy ze szpitala. Jednak jak wyszłam z
budynku wszystko wydawało mi się inne i obce, jakbym dopiero po raz pierwszy tu
była. Wsiadłam razem z Marnie do jej żółtego samochodu i ruszyłyśmy na ranczo.
W czasie podróży nikt się nie odezwał, a ja patrzyłam w szybę na zaśnieżony krajobraz
przypominając sobie wszystkie wspomnienia z tamtego dnia. Wydawało się że jazda
samochodem trwa wieczność, jednak w końcu dotarliśmy, a ja przed oczami miałam
obraz wypadku. Jak tylko wyszłam z samochodu, wpadłam do domu jak burza i
ruszyłam do swojego pokoju kiedy widziałam, że Marnie chcę coś powiedzieć.
Rzuciłam się na moje łóżko i wybuchłam płaczem. Po pięciu minutach moja siostra
weszła do pokoju.
-Mandy… Ja
wiem jak ci jest przykro i…
-A ty skąd
możesz o tym wiedzieć?! Ty nigdy nie straciłaś nikogo bliskiego, a jak tata
zginął w ogóle się tym nie przejmowałaś.- przerwała jej.
-Też mi było
ciężko po jego śmierci, ciągle widziałam jego twarz i długo czasu minęło zanim
się pozbierałam…
-Ja nocami
nie mogłam spać i dniami płakałam. A teraz wynoś się z mojego pokoju! Oooo…
właśnie! Nie pamiętasz, że masz swoją pracę i dom w Paryżu?! Tam jest twoje
miejsce, a nie tu!– krzyknęłam rozzłoszczona, a Marnie wyszła bez słowa i
trzasnęła drzwiami od mojego pokoju. Byłam na nią zła z niewiadomo jakich
przyczyn, ponieważ wiedziałam że to nie ona była sprawcą wypadku, i że mojego
konia nie zabiła. Chciałam już się zerwać z łóżka i zejść na dół kiedy mój
telefon komórkowy zaczął „śpiewać” moją ulubioną piosenkę. Podeszłam do półki
na której leżał i odebrałam telefon.
-Hej Mandy.
I jak tam? – po drugiej stronie odezwała się moja najlepsza przyjaciółka
Kamilla.
-Przecież
wiesz, że nie jest mi łatwo. – bąknęłam
-Tak, wiem…
Ale chciałabym się dowiedzieć kiedy przyjdziesz do szkoły?
-Dopiero
wyszłam ze szpitala, a do gimnazjum na razie nie chcę mi się iść. –
powiedziałam przewalając oczami – Ale jak chcesz to możesz do mnie przyjść. Jak
będę już gotowa to może pojedziemy na przejażdżkę… - zaproponowałam.
-Ok! To może
za tydzień w sobotę?
-Jasne.
Chyba nic nie mam w ten dzień szczególnie ważego.
-No dobra to
odezwij się do mnie jeszcze!
-Spoko. To
do zobaczenia. – zakończyłam tą rozmowę i odłożyłam słuchawkę. Postanowiłam że
zejdę na dół do Marnie. Muszę ją za to przeprosić, że na nią nakrzyczałam,
chociaż tak naprawdę nie miałam na to ochoty.
Zeszłam na
dół gdzie w salonie siedziała moja siostra czytająca książkę. Podeszłam do niej
cicho, a ona podniosła na mnie wzrok.
-Czego
chcesz? – bąknęła
-Chciałabym
cię przeprosić. Nie powinnam tak się do ciebie odzywać. – starałam się aby to
jak najlepiej wyszło i mieć to już za sobą.
-W sumie to
moja wina, że weszłam do twojego pokoju. – Marnie uśmiechnęła się do mnie.
-Czyli nie
jesteś na mnie zła?
-Nie, no co
ty. Przecież jesteś moją siostrą.
- A tak w
ogóle to kiedy wyjeżdżasz? – zapytałam z nadzieją, że zostanie bo ją jednak
potrzebowałam. Nie chciałam być sama.
-Nie wiem.
Muszę to przemyśleć. – odparła.
-Aha. No i w
sobotę za tydzień przychodzi do mnie Kamilla.
-Ok. To
twoja najlepsza przyjaciółka?
-Tak. A
teraz wybacz bo muszę już iść. – pożegnałam ją i pobiegłam do stajni.
_____________________________________________________________________
I jak? :) Podobało się? Piszcie w komentarzach!
Pa <3
~antola
Genialne! Jednak moim zdaniem bohaterka za szybko przestała rozpaczać po swoim ukochanym koniu. Obserwuję! :) zapraszam również do mnie,może coś Cię zaciekawi.
OdpowiedzUsuńzzyciakoni.blogspot.com